W pierwszym dniu istnienia nowego świata, trysnęły z hukiem wszystkie źródła Wielkiej Otchłani i otworzyły się upusty nieba: Przez czterdzieści dni i przez czterdzieści nocy padał deszcz na ziemię. Wody wezbrały i uniosły Chłopca ponad, ponieważ jego płuca wypełniała rozpacz i śmierć wyróżniająca go spośród istot w których nozdrzach było ożywiające tchnienie życia. Serce chłopca nadal uciskały ciernie a z jego żył wydobyły się płomienie. To one pozwalały mu swobodnie dryfować po bezkresie wody.
Dnia drugiego dzięki rozpaczy oraz śmierci w ciele chłopca Pan pominął jego egzekucję uznając go za martwego. Kiedy przybywało coraz więcej wody i pozom jej podniósł się wysoko ponad ziemią, Jego ciało popłynęło po powierzchni wód. Wody bowiem podniosły się nad ziemię, tak że zakryły wszystkie góry wysokie, które były pod niebem. Wszystkie istoty poruszające się na ziemi z ptactwa, bydła i innych zwierząt i z wszelkich jestestw, których było wielkie mnóstwo na ziemi, wyginęły wraz ze wszystkimi ludźmi.
I tak dnia trzeciego ich Pan wygubił doszczętnie wszystko. Pozostał tylko chłopiec, i to co pozostało w jego sercu.
Dnia czwartego, Pan, zapominając o chłopcu sprawił, że powiał wiatr nad całą ziemią i wody zaczęły opadać. Zamknęły się bowiem zbiorniki Wielkiej Otchłani tak, że deszcz przestał padać z nieba. Wody ustępowały z ziemi powoli, lecz nieustannie, i po pięciu dniach się obniżyły.
W Dniu Piątym, gdy chłopiec był jedyną istotą żywą na ziemi, poczuł on przerażającą samotność, a z tą samotnością pojawił się cień. Niebo połączyło się z ziemią, a cień unosił się nad powierzchnią wody, przelewając wodę z dwóch dzbanów. Chłopiec był przerażony,
lecz na czole cienia pojawiła się świetlista gwiazda, która pozwoliła mu odczuć pokój i radość.
I stało się, że chłopiec, dnia szóstego stał się poławiaczem pereł, otworzył oczy i poczuł grunt pod nogami. I znalazł mieliznę, zamieszkiwaną przez wszelkiej maści skorupiaki, które karmiły go swoim ciałem w zamian za smutne historie świata, które widział w swojej przeszłości. A on, wydobywał z mięczaków perły. Były dla niego najsłodszymi spośród wszystkich bogactw świata, jakich dotąd próbował. Delikatnie podrażniały jego duszę, uśmierzając przy tym płonące serce i rozluźniając opadające ciernie.
I stało się w dniu siódmym, gdy chłopiec, uświadomiwszy sobie oznaki nowej ziemi, którą dostrzegł w postaci nadlatującej komety, odciął swój palec na znak pojednania z cieniem. I wyleciał gołąb z jego serca, a chłopiec nakarmił go mięsem ze swojej odciętej kończyny i wysłał go do niesienia dobrej nowiny swojego nadejścia na nowy ląd.